Teri Hatcher- Spalony tost, czyli życiowa filozofia Teri
Znacie serial „Gotowe na wszystko”? A może jako małe dziewczynki również oglądałyście z zapartym tchem „Nowe przygody supermana”? To wtedy zaczęłam się uczyć cierpliwości, gdy musiałam czekać na każdy kolejny odcinek 😉 Nie powinno więc nikogo dziwić, że gdy zobaczyłam książkę z wielkim napisem „Teri Hatcher” na okładce, bez wahania po nią sięgnęłam.
Nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Najpierw myślałam, że jest to kolejna książka kogoś sławnego, taki kaprys gwiazdy. I szczerze mówiąc jestem pozytywnie rozczarowana. Książka pozwoliła mi popatrzeć na aktorkę od zupełnie innej strony, natomiast pisana jest w takim stylu, że po przeczytaniu jej, czułam się, jakbym właśnie wróciła ze spotkania z Teri. Autorka opowiada o swoim codziennym życiu w jakiś niecodzienny sposób. Gdy nagle wprowadza wzmiankę na temat swojej sławy czy pracy na planie ze zdziwieniem przypominam sobie, że te wszystkie słowa napisała znana aktorka.
„Spalony tost” to prywatne myśli, odważne uwagi i opowieści z życia kobiety, która pomimo popularności i nagród za pracę aktorską jest kobietą, jak każda z nas. Jej życie to nie różowa bajka prosto z Disneylandu, tylko pełne smutków i radości zmagania z codziennością. Rozwódka, samotna matka i kobieta pracująca, czyli osoba, jakich wiele wśród nas. Dlatego też raczej do kobiet jest kierowana. Bo mamy podobne problemy. Owszem- nie każdą z nas ścigają oszalałe tłumy paparazzi. Jednak opisując jej spotkania z tym typem ludzi (trudno nazwać to nawet spotkaniami) uświadamia sobie ona jednocześnie, że nie samymi złymi momentami człowiek żyje. Oczywiście chce chronić swoją córkę, która przecież nie jest winna temu, jaki zawód wybrała jej mama.
Na szczęście Teri Hatcher potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji i nawet jeśli w jednej chwili znajduje się w ‘totalnej dziurze’, to później zaczyna oceniać sytuację na spokojnie i radzi sobie medalowo. Dlatego możemy też przeczytać jak matka z córką jadą na wakacje w różne miejsca (dowiadujemy się o ich nietypowym sposobie podróżowania), próbach znalezienia Pana Idealnego, czego skutkiem są te nieudane randki, niektóre stały się nawet zabawnym wspomnieniem.
Podczas lektury poznamy jej sposób na wychowanie córki. Nauczymy się również, jak odczuwać miłość do samej siebie i swojego ciała. Teri poświęciła dużo czasu, by tego dokonać, a teraz dzieli się swoim doświadczeniem z nami. A w zasadzie daje nam niezły moralny wykład na temat znalezienia ulubionej części własnego ciała 🙂
Książka pełna jest matczynej miłości do córki, oraz do samej siebie. Choć na początku może wydawać się zupełnie inaczej.
Mam też swój ulubiony rozdział, pt. „Miejmy odwagę wybrać: jabłka czy pomarańcze” (swoją drogą każdy rozdział w książce ma jakiś wdzięcznie brzmiący tytuł). Gdy go przeczytałam, poczułam: to jest to. Ten rozdział ma w sobie coś naprawdę szczególnego. A jak rozkosznie się zaczyna.. rozluźniającą kąpielą w wannie z bąbelkami. Czy jest ktoś kto tego nie lubi??
W tym rozdziale autorka skupia się nad podejmowaniem decyzji na każdym etapie życia i w każdym jego momencie. Nawet w tak banalnej sprawie jak spożytkować ostatnie 15 minut, które dzielą Cię od wyjścia do pracy. Wydaje mi się, że ten rozdział jest najbardziej refleksyjny. Teri każe nam zatrzymać się w biegu i popatrzeć na siebie z perspektywy osoby trzeciej. Tylko, że tą osobą trzecią jesteśmy my same- tyle, że starsze, dużo starsze! Ale by zrozumieć co mam na myśli w tym stwierdzeniu- odsyłam Was do lektury 🙂
Oczywiście zamierzam napisać do aktorki maila- w końcu była jedną z moim ulubionych w dzieciństwie, a teraz znam ją trochę lepiej. A o czym do niej napisać? Jeszcze nie wiem 😉