Rzut oka w portfel superbohatera ;-)
Oglądając jeden z moich ulubionych seriali, zaczęłam się nad czymś zastanawiać. I nie dotyczy to jedynie filmów czy seriali. Na dzisiejszy temat rozważań z pełnym sukcesem łapią się również bohaterowie z książek.
Przyziemny świat dopadł mnie, zupełnie niespodziewanie.
Ok, walki z potworami, nadprzyrodzonymi zjawiskami i ciągłe „muszę uratować świat”. Jasne. Ale zawsze gdy poznajemy tych cudownych bohaterów, oni mają pracę i ułożone jakoś tam życie. Płacą rachunki, robią zakupy, śpią.
A gdy wreszcie okazuje się, że ta niezwykła rola jaką mają odegrać, właśnie się o nich upomniała, nagle praca, jedzenie, spanie, pranie i inne takie nudne, ludzkie czynności tracą znaczenie.
Superbohater bez grosza?
Superbohater przestaje chodzić do pracy, zarabiać pieniądze, bo kiedyś te potwory musi przecież pokonać? I tu nasuwa się moje pytanie: ZA CO ON ŻYJE? Czy naprawdę każdy z tych bohaterów jest Tony’m Starkiem? Albo innym multimilionerem, który pracował żeby zabić życiową nudę, aż tu nagle (na szczęście!) okazuje się, że wcale nie musi, bo jest coś ciekawszego, a pieniędzy mu spokojnie wystarczy na codzienne stołowanie się w miejscowym barze?
A ja oglądam ten serial, bo przecież go uwielbiam. Kocham historię, jaką opowiadają nam scenarzyści. Zapatrzona w ulubionych bohaterów, kibicuję jasnej stronie mocy (przeważnie, bo ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad przejściem na tę złą).
I patrząc na nich, na ten ich świat, na problemy, jakie ich spotykają, w piątym sezonie Haven naszło mnie na taką właśnie refleksję.
Z marzenia w twarde lądowanie
Jest to też przygnębiający dowód na to, jak bardzo dopadła mnie wreszcie dorosłość. Cóż, gdy byłam dzieckiem, z zapartym tchem śledziłam losy Supermana, wciąż zastanawiając się, jak oni to zrobili, że ten facet latał? I jakoś nigdy nie przyszło mi na myśl (a przynajmniej nie pamiętam), że przecież magia grafików, technologii i kilka lin załatwiło sprawę olania grawitacji ziemskiej ? To było takie błogie, beztroskie wpatrywanie się w ekran telewizora.
A dziś właśnie myślę, jakim cudem stać ich na przetrwanie, jedzenie, prąd, skoro zamiast pracować, uganiają się za pokonaniem największego problemu swego miasta? I dlaczego nikt w serialu o tym nie wspomina?
Film zbliża się do finału, a ja dalej nie wiem, skąd oni mają pieniądze. I ile ich mają, skoro tak beztrosko biegają sobie za potworami, zamiast chodzić do pracy.
Tak, wiem. To tylko film. Nie analizujemy. Oglądamy dla przyjemności. I tak sobie będę powtarzać 😀
Rany, w takim ujęciu seriale superbohaterskie od Netflixa wydają się całkiem niezłe – tam wszyscy supperbohaterowie pracują, mają jakieś drugie "normalne" życie. Poza Dannym, ale on jest miliarderem, także nie musi. Jakoś nigdy wcześniej nie zwrócilam na to uwagi, ale fakycznie z tym normalnym życiem często jest krucho.
Świetnie napisane. Bardzo lekko – jak piórko. Przyznam, że też często się zastanawiam np. dlaczego te filmowe postacie nie wyleciały z pracy przez kilka sezonów skoro ciągle wybiegają rzucając wszystko bo trzeba ratować świat. 😀 Już widzę jak w normalnym życiu mówię szefowi, że muszę bardzo pilnie wyjść i nie wiem kiedy wrócę. Mogę sobie to wyraźnie wyobrazić. "Oto pani bardzo pilne wypowiedzenie i nie wiem kiedy będę mógł wypłacić pensję". 😀
Dokładnie tak 😀 To są skutki zbyt przyziemnego spojrzenia na świat. Zdecydowanie odradzam takie analizy, bo się w człowieku budzi chęć hejtowania serialu, filmu czy książki, zamiast ją polecać (bo przeważnie jest to jakiś tytuł mimo wszystko naprawdę godny polecenia 😉 )
Aga, ja Ci zacytuję mojego męża, kiedy zaczęłam dysputę na temat logiki w anime "One punch man", które niedawno oglądaliśmy (polecam!). W pewnej chwili popatrzał na mnie tym wzrokiem mówiącym o kończącej się cierpliwości i powiedział trzy słowa, które zaważyły na dalszym komforcie oglądaia: Monia… Nie analizuj.
😉