Siedem dni, siedem tytułów – zabawa fejsbukowa z finałem na blogu
Zostałam zaproszona do wzięcia udziału w zabawie, która polegała na publikowaniu przez siedem dni okładek ważnych dla mnie książek. Spośród wszystkich, jakie czytałam, wybrać tylko siedem? Nierealne…
W końcu zdecydowałam postawić na coś z dzieciństwa, coś z dorosłości, coś z pracy i z życia prywatnego.
Zabawa nie wymagała na koniec podsumowania w formie wpisu na blogu, ale jakoś tak zachciało mi się wpakować to wszystko w jedno miejsce. I trochę omówić.
Kolejność taka, w jakiej publikowałam te tytuły na fanpage’u, ale jest to kolejność zupełnie przypadkowa.
1/7 Tajemnicza wyspa – Juliusz Verne*
Trudno w to uwierzyć, ale większość dzieciństwa spędziłam, czytając powieści przygodowe. Książki Verne pochłaniałam do tego stopnia, że gdy zobaczyłam na maturze ustnej nazwisko autora w jednym z tematów, bez wahania za ten temat złapałam.
Od Tajemniczej Wyspy zaczęła się moja przygoda z powieściami tego francuskiego pisarza i ten tytuł kocham najbardziej, bo łączy w sobie survivalowe wyczyny praktycznie od zera na bezludnej wyspie, gdzie rozbitkowie musieli przetrwać, mając pod ręką jedynie własną wiedzę i umiejętności, oraz to, co im wyspa łaskawie ofiarowała (normalnie jak w Minecraft, gdzie lądujesz w nowym świecie i musisz od początku zadbać o schronienie, jedzenie i jakąś przyszłość – uwielbiam takie tematy).
Do tego powieść zawiera całą historię życia mojego ukochanego Kapitana Nemo, który w tej powieści ogrzał moje dziecięce, wrażliwe serducho toną swej dobroci.
2/7 Błękitny zamek – L. M. Montgomery
Ta decyzja nie była łatwa. Uznałam, że z twórczości Montgomery wezmę tylko jeden tytuł i bardzo długo myślałam: Ania czy Valancy. Choć kocham Anię od podstawówki, to tym razem poszłam w kierunku powieści jednotomowej, ale o wielkim wydźwięku życiowych zmian, które czasami sprowokowane są jednym, głupim błędem.
Bo często wystarczy naprawdę mała iskierka, delikatne popchnięcie kogoś za plecami, żebyśmy skręcili o 90 stopni w zupełnie inną stronę niż dotychczas i żeby okazało się, że ten błąd to było najlepsze, co mogło nas w życiu spotkać.
Uwielbiam scenę, gdy bohaterka morduje krzak róży, który jakoś niekoniecznie chciał kwitnąć, a potem okazuje się, że krzak odżył i obsypał się kwieciem. Uwielbiam też wątek romantyczny, jaki niechcący tu znalazłam. I tajemnice, jakimi autorka nafaszerowała powieść.
3/7 Tajemniczy opiekun – Jean Webster
I znów coś z klasyki. Powieść z okresu mojego dorastania, gdy nie wiedziałam jeszcze, że to, co najbardziej lubię w książkach (poza przygodami), to wątki romantyczne.
Jedyna powieść epistolarna, którą darzę taką sympatią (ja w zasadzie nie znoszę tego typu literatury, nawet Anię z Szumiących Topoli czytałam dość opornie i rzadko do tej części wracam).
A jednak Tajemniczy opiekun chwycił mnie za serce historią sierotki, której nieznajomy jegomość daje szansę na lepsze życie. Szczerość, jaka bije od Agaty, pozytywne momenty, jakie pojawiają się w jej życiu i tajemnice, które dodają smaku całości – to właśnie mnie tak przyciąga.
4/7 Mała księżniczka – Frances Hodgson Burnett
Historia o dziewczynce, która z bogatej, rozpieszczanej przez ojca półsieroty, staje się pełnoprawną sierotą. Sara staje się takim trochę kopciuszkiem, tyle że bez bucika i happy endu z księciem na końcu. Tu na Sarę czeka zupełnie inne zakończenie, a na mnie łzy. Praktycznie za każdym razem, gdy sięgam po tę powieść.
Gdy byłam mała, podziwiałam zawziętość, z jaką dziewczynka nie chciała stracić tych cech, jakie wpoił jej ukochany tatuś, jak bardzo walczyła o innych ludzi i jak potrafiła znaleźć sposób na przetrwanie najtrudniejszych życiowych chwil. Choć było jej cholernie ciężko.
5/7 Niesamowity dwór – Zbigniew Nienacki**
Wracamy do powieści. Nienacki stworzył pierwszego bohatera książkowego, w którym się zakochałam jeszcze jako nastoletnia dziewczynka. Gdybyście byli ciekawi – był nim Ralf Dawson (ale nie występuje w wymienionej tu części).
Wybrałam Niesamowity dwór, bo był pierwszym, jaki przeczytałam z serii o Panu Samochodziku i od niego zaczęła się moja miłość do niej. Kochałam ją do tego stopnia, że nie było roku, w którym nie wypożyczałabym jej z biblioteki, aż się pani bibliotekarka śmiała, że gdyby mogła, to by mi te książki dała na własność.
Przygody, tajemnice, zagadki. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy nie iść na historię sztuki na studia. Tylko przez moment, bo szybko do mnie dotarło, że te fragmenty, gdy bohater robił wykład o jakimś obrazie, historii malarstwa czy architekturze w jakimś regionie ja traktowałam jak większość ludzi opisy przyrody w Nad Niemnem. Raz je czytałam, raz omijałam. Ale skoro raczej mnie nudziły, nie dla mnie przyszłość w muzeum.
6/7 Biznes ci ucieka – Marcin Osman**
Tym tytułem zupełnie odeszłam od powieści. Jedyny w tym zestawieniu poradnik. Choć takich, które mają dla mnie ogromne znaczenie i dużo mnie nauczyły, jest więcej niż tylko ten tu.
Marcina Osmana poznałam ładnych parę lat temu, gdy był całkiem niedawno po wydaniu tej książki. Mnie i lubego ściął z nóg swoim podejściem do biznesu i do życia. Wiele jego rad uratowało mi cztery litery, a jeszcze więcej ułatwiło życie. Nie tylko zawodowe.
Nie wszystkie jego obecne lekcje są mi potrzebne, ale po części przyczynił się do tego, co obecnie robię. Dał mi tę “iskrę”, którą ja podchwyciłam i zrobiłam z niej małe ognisko. Może nie wielki pożar, ale i tak jestem zadowolona. A Biznes Ci ucieka to poradnik, który polecam każdemu, kto pyta mnie, od czego zacząć zakładanie własnej firmy. Od lektury tej książki 😉
7/7 Gwiazda spadająca za dnia – Mika Yamamori
A to już gatunek zupełnie oderwany od sześciu pozostałych tytułów, bo to nawet nie książka pełna tekstu, tylko japoński komiks. Jest dla mnie ważny, bo od niego zaczęła się w 2019 roku moja miłość do azjatyckich klimatów.
Bo dzięki tej mandze odkryłam później jeszcze wiele innych cudownych wątków romantycznych w dorobku azjatyckim, dzięki niej trafiłam na Yamashitę Tomohisę, którego muzykę pokochałam, a filmy pochłonęłam prawie na raz każdy.
I dzięki niemu zaczęłam uczyć się japońskiego. Przynajmniej dopóki nie dowiedziałam się, że on daje radę po angielsku, więc japoński mi nie jest potrzebny. Ale co się hiragany nauczyłam, to moje 😉
Gwiazda spadająca za dnia opowiada jeden z moich ulubionych wątków – zakazaną miłość między uczennicą a nauczycielem (środowisko szkolne, czyli moje klimaty!), ale przestawioną w taki fajny, lekki i bardzo pozytywny sposób.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale gdy w grę wchodzi romans uczeń-nauczyciel, zarówno Europa jak i Ameryka tworzą najczęściej wokół tego coś, co pakować można wyłącznie w kategorię dramatu lub thrillera. A Azja nie.
I to mi się bardzo podoba. Zachowany jest zdrowy rozsądek i moralność, ale czytelnik nie ma ochoty rzucić się na autora za zrujnowanie mu optymizmu.
Zaskoczeni moimi wyborami? Znacie te tytuły? A jakie byłyby Wasze propozycje? Możecie pisać je w komentarzu, chętnie poczytam, a może nawet podpowiecie mi coś, czego jeszcze nie czytałam, a powinnam? 🙂