STEPHEN KING – COLORADO KID (wersja nr1)

Colorado KidZaczęło się od serialu. I teraz wiem, że to była niewłaściwa kolejność. Złamałam swoją podstawową zasadę: najpierw czytaj książkę, a potem oglądaj film i jak zwykle dostałam za swoje. Dlaczego? Przeważnie, jeśli najpierw oglądam ruchome obrazy, a potem dopiero czytam literki, na podstawie których powstały, mam takie bzdurne uczucie, którego brak, gdy najpierw biorę się za książkę. Książka zachwyca, historia jest nowa, tajemnicza i powoduje, że adrenalina szaleje w żyłach. Natomiast to, co odczułam tutaj po przewróceniu ostatniej kartki, to raczej żal i niezaspokojenie głodu mola książkowego.

Choć brak tu szybkiej, zawrotnej akcji, treść jest dość bogata. Wyobraźni naszej ukazuje się małe, nieznane miasteczko. Do tego dwóch reporterów miejscowej gazety. Oraz miła, inteligentna dziewczyna. Ich stażystka. A jako danie główne dostajemy… tajemnicę!

Wspomniani panowie większość tych 120 stron poświęcają na przytoczenie stażystce największej, według nich, nierozwiązanej zagadki miasteczka. Chodzi oczywiście o tytułowego Colorado Kida. Został znaleziony martwy na miejscowej plaży. Policja uznała śmierć przez zadławienie kawałkiem mięsa. Biedak zgłodniał i był to niestety jego ostatni posiłek (oby smaczny…).

Jednak reporterzy, jak to reporterzy, nie byliby nimi, gdyby nie powęszyli według swego nosa. I dowęszyli się czegoś mrocznego, niewyjaśnionego i nieznanego. Znaleźli tropy, które pozornie do niczego nie prowadziły, a jednak śledztwo mozolnie poruszało się dalej. I tak brniemy przez tę historię wraz z trójką bohaterów. Nie będę Wam zdradzać więcej szczegółów (a trochę ich jednak poznajemy w toku śledztwa), ani tym bardziej zakończenia, gdyż mam nadzieję, że sięgniecie po książkę i dacie mi znać w jaki sposób przemówiła do Was J ?

Ja muszę wziąć pod uwagę kilka dodatkowych rzeczy. Nie znam zupełnie twórczości Pana Kinga. Jest to pierwsza książka autora, po którą sięgnęłam. Nie przepadam za kryminałami, ale obejrzałam serial (cudo!), w którym wprost zakochałam się! Serial na drugiej półkuli miał wielki finał pod koniec grudnia 2015 roku, więc dla niecierpliwych (w tym oczywiście mnie) można znaleźć w necie wersję bez lektora czy napisów. Miłe jest to, że cała serialowa historia ma ostateczne zakończenie, więc nie zostajemy z niewyjaśnionymi sprawami. Nie wszystko w tym finale mi się podobało, ale myślę, że scenarzyści zawsze coś wymyślają na koniec takiego… niespodziewanego. Może w celu podkręcenia atmosfery? ?

Jeśli nie znacie ani serialu ani książki, polecam kolejność inną niż w moim przypadku. Najpierw przeczytajcie książkę, a potem dopiero zajrzyjcie do serialu. Tytuł to „Haven” („Przystań” w wersji polskiej). Natomiast ja mam w planach kolejne dzieła Stephena Kinga. Naczytałam się tylu pochwał na temat jego twórczości, że nie mogę zniechęcić się tak szybko i niepotrzebnie 😉 A może trafię na jakąś „perełkę”, do której będę wracała każdego roku? …

Czytając książkę cały czas porównywałam ją z serialem. Całkiem fajną myśl podsunęła mi wypowiedź aktorki, która gra główną rolę żeńską w „Haven”. Stwierdziła, że Stephen King chce w nas rozbudzić pragnienie rozwiązania. Byśmy chcieli poznać prawdę. Coś w tym może być, gdyż ja na to ostateczne rozwiązanie czekałam aż do końca książki. A jakie ono jest? Cóż… zapraszam do lektury ?