Tu się na chwilę zatrzymamy, czyli o konkursach słów kilka.

Myślałam, że nic mnie już nie zdziwi. A jednak. Miał być krótki post na FB, jednak w trakcie spaceru na balkon nazbierało mi się tyle myśli w głowie, że oto jest. Cały wpis na moim blogu.

Naprawdę rozumiem dobre intencje. Rozumiem, że ludzie interesują się innymi ludźmi. Doceniam, że są osoby, które dbają o moje sumienie. Wolałabym jednak, by to była dbałość o tematy naprawdę ważne, a nie burza w szklance wody o kilka złotych. Nie szkoda Wam życia i nerwów na bzdury?

Nie bądźmy dla siebie tymi przysłowiowymi wilkami.

Bądźmy jak te zwierzaki, które opiekują się młodymi z obcego gatunku, gdy ich mamę spotkał myśliwy. Bądźmy po prostu ok. I nie czepiajmy się o bzdury. Bo to naprawdę bzdury. Na świecie istnieją zdecydowanie większe problemy, niż konkursy książkowe z nagrodami, których wartość przeważnie nie przekracza 30-40 złotych (ok, może więcej, gdy wygraną jest stosik, a nie jedna książka).

O co chodzi?

Konkursy na fanpage’ach. Gdy sama taki organizuję, cieszę się jak dziecko, bo to jednak fajne, jak bloger bierze od Wydawnictwa nie tylko książkę dla siebie, ale też dla kogoś ze swoich Czytelników. Fakt, że do tej pory podchodziłam do konkursów jak pies do jeża, ale też nie ma się co dziwić. Widziałam co się dzieje u innych blogerów.

Nie wiecie? Już mówię. Często znajomi blogerzy skarżą się, że robią konkurs z serca. Ale po ogłoszeniu wyników zdarza się, że otrzymują wiadomości prywatne od nieszczęśliwych przegranych, którzy pogodzić się z takim stanem rzeczy nie mogą i wypisują niezwykle „przyjemne” słowa pod adresem blogera-organizatora konkursu.

Mi samej zdarzyło się widzieć posty z wynikami konkursu, w których (O zgrozo!) ludzie klikają „przykro mi”. SERIO?? Naprawdę komuś przykro, że komuś innemu dopisało szczęście? Nic, tylko pogratulować. Ale czego w sumie? Zazdrość zżera człowiekowi serce, wątrobę i nerki. Szkoda narządów, uwierzcie. Cholera, lepiej się cieszyć z cudzego szczęścia! To nie boli i nie jest kosztowne.

Wracając do mojego konkursu.

Chyba szczęście mi dopisało, bo na trzy i pół roku prowadzenia tego swojego kącika w sieci i tę szumną ilość może z czterech konkursów, jakie u siebie przeprowadziłam do tej pory, nigdy mi się wyżej opisane sytuacje nie zdarzyły. Mam za to inne doświadczenie.

Dowiedziałam się mianowicie, że nie powinno się dawać nagród osobom, które ośmielają się sprzedawać WŁASNE książki! Żeby jeszcze cudze lub nieistniejące (takie oszustwa widziałam w grupach na FB, sprzedaż książek, których się nie posiada). Ale nieeee.

Jeśli bierzecie udział w konkursie, to pamietajcie, że w żadnym wypadku nie wolno Wam taką książką swodobnie dysponować! Gracie uczciwie wyłącznie wtedy, gdy po otrzymaniu nagrody zwiążesz się z tą książką na wieki. A każdy bloger, który organizuje konkurs, najpierw przelezie wszystkie grupy i portale sprzedażowe, by sprawdzić czy uczestnicy jego konkursu przypadkiem nie sprzedają tam czegoś. I automatycznie wywalamy takich delikwentów z listy potencjalnych Zwyciezców.
(gdyby ktoś nie zrozumiał: to sarkazm z mojej strony. Ostatnie na co mam ochotę i czas, to biegać za ludźmi po grupach i pilnować, co robią w Internecie i poza nim. Serio, życie mam jedno i żadna minuta się nie powtórzy, jeśli ją zmarnuję).

Czegoś nie rozumiem?

Tak dla jasności. Żeby nie było, może ja czegoś tu nie rozumiem lub mam spaczone podejście do życia. Jeśli ktoś wygrywa w totka, to czy sponsor, tudzież organizator, mówi temu zwycięzcy, co ma zrobić z wygraną? Czy jeśli wygram samochód albo mieszkanie, to w regulaminie konkursu jest punkt informujący o zakazie sprzedaży tego auta czy czterech ścian?

Czy ktoś ma pretensje do sklepu, że sprzedaje cudzej produkcji przedmioty? A jak ktoś wystawia swoje (powtarzam: SWOJE, nieważne w jaki sposób nabyte!) rzeczy na popularnym serwisie ogłoszeniowym, to jest to jakieś przestępstwo? Może jest, ale ja o tym nie wiem? Godzi to w moralność? Dlaczego powinnam odbierać to jako brak uczciwości? To mnie chyba najbardziej zastanawia. Dlaczego to jest odbierane jako nieuczciwość? Oświećcie mnie, proszę. Serio. Przestępstwo jest, gdy Sprzedający tych rzeczy Kupującemu nie wyśle, a weźmie kasę. Na to zdecydowanie jest paragraf.

A od następnego konkursu oprócz obowiązkowego zapisu dla RODO, będę chyba zamieszczać również informację, że zrzekam się wszelkich praw do nagrody książkowej i zwycięzca ma prawo zrobić z nią co chce.

Jeśli dostajecie coś na własność, to jest WASZE! Prezenty czy nagrody. To do Was należy decyzja, co z tym fantem zrobić: sprzedać, cieszyć się tym, czy wrzucić do kominka w swoim domu. Oczywiście tego ostatniego absolutnie nie popieram (nie łapcie mnie tu, proszę, za słówka), bo książki szanuję bardzo i nie znoszę, gdy ktoś niszczy je celowo. Sama uratowałam przed spaleniem ponad 30 harlequinów, bo nieczytający znajomy miał taki zamysł wrzucić je do kominka, ale przekonałam go, by tego nie robił. I oddał je mi, za co bardzo dziekowałam. Ale gdyby uparł się, że mi ich nie da, bo chce je spalić, to co miałabym zrobić? Zgłosić to na policję? Mogę to skomentować, skrytykować, zapronować, że je odkupię. Ale co mam zrobić, jeśli to nie są moje rzeczy? Od moich proszę się trzymać z daleka!

Moja prywatna ciekawość.

Wiecie co mnie najbardziej bawi? Frekwencja uczestników konkursu w porównaniu do osób zainteresowanych wynikiem. I to żeby miał pretensje ktoś, kto brał udział. Ok, to jeszcze bym przełknęła i (może) nawet zrozumiała. Urażona ambicja, ciężki do pogodzenia się smutek, książka tak zajebista, że w dniu premiery wyprzedany cały nakład (żeby nie było: książka jest naprawdę fajna i nie bez powodu zachwycałam się nią w swojej recenzji. Zdaję sobie sprawę natomiast, że nie jest to typowa powieść, więc to nie tytuł dla każdego. Tym bardziej cieszy mnie, że grały o nią tylko osoby naprawdę zainteresowane tematyką). A nawet jeśli nie? I grały tylko, by grać? By wygrać i potem sprzedać książkę?

Szczypta normalności?

Ekhm. Żeby nie przekląć w tym miejscu. Do egzemplarzy przeznaczonych na konkurs nigdy żadnych praw własności nie miałam. Nie jestem sponsorem, jestem organizatorem. Książek na konkurs nawet nie otwieram, jeśli są nowe. Leżą na półce i czekają na powrót do koperty, by pojechać do nowego właściciela.

Oczywiście, że cieszy mnie czyjaś radość, więc jeśli zwycięzca konkursu będzie równie zadowolony z wygranej książki? Cudownie! A jeśli przejrzy ją i uzna, że to jednak nie to, czego oczekiwał? Szkoda, ale to już jest wyłącznie jego sprawa. Ja nikomu oświadczenia o zakazie sprzedaży podpisywać nie kazałam. Sponsor nagrody też nic tak niedorzecznego sobie nie wymyślił. Na szczęście! Nigdy też na żaden konkurs się nie będę pisała, jeśli Fundator nagrody coś tak szalonego wymyśli.

Gram, bo chcę wygrać i na tym polega konkurs!

A jeśli ktoś gra TYLKO po to, by wygrać? Ludzie! Rzecz rozchodzi się o 10, góra 15 złotych! Bo przecież, litości, ile można zawołać za książkę na fejsbukowych grupach sprzedażowych? Czy nawet na Allegro, jeśli nie jest się księgarnią? O ile mi wiadomo, jakie są obecnie miesięczne koszty utrzymania, to na wyprzedaży domowej biblioteczki nikt fortuny się nie dorobi.

Co najwyżej dorobi sobie do zakupów, chleb coraz tańszy przecież nie jest. A żyć jakoś trzeba. Wiele osób ma naprawdę cieżką sytuację w domu i szuka przeróżnych sposobów na zarobienie. Może nie każdy wie, ale są osoby, które liczą nie tylko każdą złotówkę, ale nawet każdy grosz! Nawet dzieci uczymy, że pieniądze za darmo nie przychodzą. Trzeba kiwnać palcem, by je zdobyć. Też dostawałam kieszonkowe, ale miałam swoje obowiązki.

A może ktoś odkłada na podróż życia? Pewnie! Niech zbiera, oszczędza i ewentualnie wyśle messengerem pozdrowienia (o pocztówce już nie marzę) z jakiegoś odległego zakątka świata! Fajnie by było ?

Wygrana motywuje, dodaje skrzydeł, pobudza do działania, wywołuje uśmiech na twarzy. Wybierzcie sobie właściwy wariant. Mnie wiadomość o wygranej zawsze cieszy i poprawia nastrój! Nawet jeśli są to "tylko" skarpetki czy tysiąc punktów dopisanych na mój login (tyle dostałam od jednego z portali książkowych za czytanie w 2018 roku i cieszyłam się jak głupi do sera:) )

Bywa, że gram, bo naprawdę zależy mi na konkretnej nagrodzie. Ale nie zawsze. Całkiem niedawno wygrałam 48 sztuk czekoladowych batoników. Luby wkładał stopery do uszu, tak skakałam z radości. A przyznać trzeba, że ja "słodyczowa" nie jestem za specjalnie. Zagrałam, bo zadanie konkursowe było naprawdę fajne, a ja miałam pomysł na nie. Batoniki leżą sobie teraz w szafce i czekają na "te" dni (jedyne, gdy jem słodycze), lub na znajomych, którzy się upomną, bo przecież wygrałam 😀 Choć trzeba przyznać, że są naprawdę smaczne! Batoniki, bo przecież nie znajomi 😉

Z miłością do książek

Kocham książki, uwielbiam te moje na półkach, przytulam je, dotykam i wącham. Ale też zdarza mi się sprzedać książkę. Wow! Jeszcze nie bijecie? Tak. Sprzedaję książki. Zdarzyło mi się nawet sprzedać taką, którą wygrałam. Szok? Przykro mi. Książkę chciałam, przeczytałam, nie spodobała mi się, albo spodobała, ale nie na tyle, by ją zatrzymać i codziennie patrzeć. Czasem mam tylko problem, gdy na jakimś tytule jest wielki jak mój dom w Minecrafcie napis „egzemplarz recenzencki”, a ja jednak nie potrzebuję towarzystwa tej książki przez resztę swojego życia, bo to taka "na raz". Nie wiem co z tym fantem później zrobić. Dobrze, że mama i teściowa też lubią czytać 😉 Bo tak oznaczonych się nie sprzedaje. To jak najbardziej rozumiem!

Dla mnie to naprawdę istotne jakie książki widzę, bo regał mam w sypialni, więc chcąc nie chcąc, grzbiety okładek rzucają mi się w codziennie. O ile wieczorem mogę jakoś doleźć do łóżka bez zapalania światła, tak rano już nie ma, że boli. Widzę ten regał. Zwłaszcza po zmianie czasu, bo zazwyczaj jest już jasno, gdy się budzę. I chcę tam widzieć książki, które kocham.

Pamiętajmy też, że są osoby, które po prostu nie potrzebują mieć tony książek na widoku. Raz przeczytana i dalej w obieg, bo po co ma się kurzyć na półce? Nie każdy z  nas jest chomikiem.

Mam nierówno pod sufitem?

Ja jestem jakaś zdrowo kopnięta, bo cieszy mnie cudze szczęście. Nie wtykam też nosa w cudzy portfel. Interesuje mnie ten, który mnie interesować powinien. I szczerze gratuluję, gdy znajomym dopisuje los. Bo uśmiech na twarzy to piękny widok.

A później się wszyscy dziwią, jak mówię, że jestem aspołeczna i nieśmiała (wcześniej kolejność była odwrotna). Ja naprawdę nie umiem obcować z ludźmi. Pokonuje mnie to. Czepianie się o pierdółki. Zaglądanie do cudzego ogródka, gdy we własnym trzeba popracować. Wolę książki. I gry komputerowe. Wybaczcie.

I jeszcze jedno. Uważam, że w żadnym konkursie nigdy NIE wybrałam źle Zwycięzcy. To jest mój wybór i tylko mój. Mój fanpage, mój blog i moja decyzja! Nie losuję. Sama wybieram. Nikt mnie nie przekupuje (zresztą po co? Nie oferuję milionów w złocie). To ja opłacam co roku domenę z własnej kieszeni. Jeśli ktoś chce mieć wpływ na moje decyzje, proszę uprzejmie: podam numer konta. Tania w utrzymaniu nie jestem. Tusz do rzęs uznaję tylko z Sephory 😛 Dlatego ostatni kupiłam w Rosmannie ?

Wiem, że się rozpisałam. Ale chciałam wyczerpać temat i więcej do niego nie wracać. Jest kilka pytań, na które wciąż nie mam odpowiedzi, ale nie zamierzam sobie tym więcej zawracać głowy. Zaraz idę do pracy. A popołudniu muszę opisać kolejną książkę, bo chcę Wam polecić całkiem fajny tytuł na wiosenne popołudnie.


Jeszcze jedno. Jeśli nie bierzecie udziału w konkursie, to dajcie sobie spokój z każdym jego etapem. Ja tak robię. Chyba, że macie ochotę pogratulować Zwycięzcy. To jest zawsze miłe. I dziękuję wszystkim, którzy klikają te serducha i piszą słodkie "gratuluję". Za każdym razem do tej pory i w przyszłości, bo tych konkursów w tym roku trochę jeszcze planuję. Zapraszam wszystkich zainteresowanych! Niezainteresowanym dziękuję i serdecznie zapraszam do lektury innych wpisów na blogu. Albo omijania mojego bloga i fanpage'a szerokim łukiem, bo za to też się wcale nie obrażę. Każdy ma prawo wyboru, nikt tu nikogo do niczego nie będzie zmuszał! 😉


Dzięki za uwagę.
Z pozdrowieniami,
~Śnieżynka.

Zdjęcie użyte we wpisie pochodzi z serwisu pixabay.com